poniedziałek, 11 sierpnia 2014

Rozdział 10.

- Angel, proszę otwórz te drzwi - naciągnęłam mocniej kołdrę na siebie, kiedy pukanie Jake'a zmieniło się w walenie i krzyk. Nie miałam ochoty rozmawiać z nikim. Chciałam być sama. Zamknięta w czterech ścianach z swoimi myślami. Nie chciałam słuchać słów typu ''Wszystko będzie dobrze.'' Nic nie będzie dobrze. On nie był tak związany z rodzicami jak ja. Miał swój świat. Zaraz po osiemnastych urodzinach wyprowadził się tu. Do Los Angeles. Miał z nimi kontakt ale nie widywali się. Ja za to przebywałam z nimi cały czas. Byłam ich ukochaną córeczką. Mogłam porozmawiać z nimi na każdy temat. Zawsze mnie wspierali. Mogła na nich liczyć. Zawsze. - Jak nie chcesz rozmawiać, to chociaż odezwij się i daj znak, że żyjesz - krzyknął zrezygnowany. To w sumie nie jest taki zły pomysł. Odebranie sobie życia. Wreszcie będę mogła być z nimi już na zawszę.
- Żyję - odpowiedział na tyle głośno, na ile było mnie stać. - Jeszcze.. - wyszeptałam.

Ryan's POV

Stoję pod jej domem. Wydzwaniam już chyba pół godziny. Cały czas włącza się poczta głosowa. Mam dziwne przeczucie, że coś się stało. Czuje to tak w środku. To jest chyba serce.. Przestań, Ryan ! Ty nie masz serca. Wkurzony wyszedłem z samochodu. Podszedłem do okna z balkonem, które jak zgaduję należy do Angel. Powoli ale zwinnie wspiełem się do góry. na całe szczęście miała otwarte drzwi. Kiedy wszedłem do środka, zobaczyłem ją. Leżała zwinięta w kłębek na łóżku. Dało się usłyszeć jej cichy szloch. Ten widok sprawił, że po moim ciele przeszło miliony dreszczy. Serce zaczęło dziwnie boleć.. Stop ! Podszedłem cicho do jej łóżka i usiadłem na nim, które pod wpływem mojego ciężaru zaskrzypiało. Dziewczyna podskoczyła, podnosząc się do pozycji stojącej. Spojrzała na mnie ze zdziwieniem ale i też z przerażeniem.
- Co ty tu robisz ? - zapytała gdy już unormowała swój oddech.
- Przyszedłem zobaczyć co się stało. Nie odbierałaś telefonów - wstałem, okrążyłem łóżku, podchodząc do niej. Ująłem  jej delikatną twarz w swoje dłonie, kciukami wycierając policzki, po których spływały łzy. - Dlaczego płakałaś ? - Angel jedynie westchnęła. W jej oczach ponownie zaczęła spływać słona ciecz. Zdjęła moje ręce z twarzy i usiadła na łóżku.
- Moi rodzice, oni... Nie żyją - wyszeptała wybuchając płaczem. Przykucnąłem przed nią, kładąc dłonie na jej chudziutkie kolana. Chwyciłem jej podbródek zmuszając ją, żeby spojrzała w moje oczy. Niechętnie podniosła głowę. W jej tęczówkach z łatwością można było dostrzec ból i smutek. Uśmiechnąłem się, nie za bardzo wiedząc co należy zrobić w tej sytuacji. Postanowiłem, że po prostu ją przytulę. Wstałem, zajmując miejsce obok niej. Oplotłem swoje ramiona wokół jej talii, sadzając sobie na kolanach. Schowałem twarz w jej włosach, kołysząc nami raz w prawo, raz w lewo.
- Wszystko będzie dobrze.
- Nie. Nic nie będzie dobrze - wyszarpała się z mojego uścisku, wstając z moich kolan rozpoczynając swoją wędrówkę po pokoju. - Nie ma już ich, rozumiesz ?! To byli moi najlepsi przyjaciele. Jedyna rodzina, którą mam. Co prawda mam jeszcze Jake i Alex ale to nie to samo. To oni znali wszystkie moje sekrety, To oni pomagali mi w trudnych chwilach, kiedy byłam wyśmiewana w szkole. A teraz ty mi mówisz, że wszystko będzie dobrze ?! - wykrzyczała. - Moja najlepsza przyjaciółka leży w szpitalu po próbie samobójczej i do tego po gwałcie, a rodzice nie żyją ! A może teraz Jake wpadnie po samochód, albo utopi się pod prysznicem, co ? - przystanęła, upadając na podłogę. Teraz to kompletnie nie wiedziałem co mam zrobić. Szybko podniosłem się, upadając przed nią na kolana. Przyciągnąłem ją mocno do siebie.
- Przepraszam, skarbie. Tak bardzo przepraszam - wyszeptałem wprost do jej ucha.

Angel's POV

Siedzimy w ciszy na tej podłodze już dobre 30 minut. Ryan ani na chwilę nie wypuścił mnie ze swoich objęć. Uspokoiłam się już na tyle, że mogę oddychać. Jeszcze kilka chwil temu udawało mi się to z wielkim trudem. Czuję się jak wrak człowieka. Boli również to, że ja jestem tu, a rodzice w Londynie. Muszę tam lecieć. Przecież muszę się z nimi pożegnać. A co jeśli jest już za późno..
- Angel, proszę cię otwórz te drzwi martwię się o ciebie - moje rozmyślenia i błogi spokój przerwał Jake. Szybko zarwałam się z podłogi zerkając to na zielonookiego to na drzwi. On również wstał. Spojrzał się na mnie z jedną brwią uniesioną ku górze.
- Musisz stąd jak najszybciej iść, Tylko jak ? Chwila jak ty się tu dostałeś ? Przecież drzwi są zamknięte ? - wyszeptałam, że brat nie usłyszał, że z kimś rozmawiam. Lokaty zaśmiał się, drapiąc się po karku.
- Następnym razem zamykaj balkon, kochanie - uśmiechnął się cwańsko.
- Proszę cię. Wyjdź przez to ok...
- Cholera, Angel liczę do trzech. Jeśli mi nie otworzysz, wyważę drzwi - przerwał mi Jake. Spojrzałam spanikowana na chłopaka. - 1.. - Ryan do jasnej cholery, wyłaś przez okno. - 2.. - Proszę. - 3.. - o nie. Usłyszałam tylko huk. Zerknęłam na drzwi,w których stał mój brat, który aż kipiał ze złości. No to ciekawie się zapowiada.
- Co on tu robi - wysyczał powoli zbliżając się do Ryan'a. Przez twarz Chuck'a przez moment przebiegła panika. Ja też bym się go bała. Zanim się obejrzałam mój brat przyparł lokowatego do ściany. - Ile razy mam ci powtarzać, że masz trzymać się od niej z daleka ! - pisnęłam kiedy dłoń chłopaka doznała bliskiego kontaktu z twarzą zielonookiego.
- Jake ! Zostaw go w spokoju ! - próbowałam go odciągnąć ale na próżno. Blondyn kopnął kolanem w jego brzuch, przez co upadł na ziemię. Z moich oczu zaczęły płynąć łzy.
- Jeszcze raz się do niej zbliżysz, a przysięgam; zabiję cię - schylił się i krzyknął mu prosto w twarz. Szarpnął za jego koszulę wyprowadzając go z pokoju. Pobiegłam za nimi. Kiedy już znaleźliśmy się na dole niebieskooki wyrzucił go z domu. - I żebym cię tu więcej nie widział - zatrzasnął mu drzwi przed nosem. Zrobił trzy głębokie wdechy i wydechy po czym odwrócił się w moją stronę. W jego oczach widziałam złość jak i smutek.
- Chcę wrócić do domu - szepnęłam ocierając łzy, które i tak zaczęły spływać na nowo.
- Co ?! Nie możesz wrócić. Od dziś będziesz mieszkać ze mną - ominął mnie idąc w stronę kuchni. Udałam się za nim. Przysiadłam na blacie przyglądając się jak Jake zaparza sobie kawę. - A i więcej go nie spodkasz - odwrócił się w moją stronę z kamiennym wyrazem twarzy. Co ?
- Dlaczego ?
- Nie znasz go. Nie wiesz jakim jest człowiekiem - odpowiedział.
- No to proszę oświeć mnie ! - krzyknęłam zeskakując z blatu. On tylko westchnął, spuszczając głowę w dół.
- Jest szefem najgroźniejszego gangu w LA, Angel - wyszeptał.

*******************************************************************
Tak jak mówiłam rozdział pojawił się w poniedziałek. Akcja się już rozkręca i obiecuję, że kolejny będzie dłuższy i będzie w nim więcej akcji. 
Chciałabym poruszyć jeden temat, a mianowicie: 
Smuci mnie fakt, że nikt nie komentuje. Wiem, że nie mogę tego od Was tego wymagać ale wkładam w to dużo poświęcenia no i czasu. Chcę wiedzieć czy komuś się to w ogóle podoba. Jeśli sytuacja będzie się powtarzać zawieszę lub usunę bloga, a naprawdę nie chcę tego robić. Lubię pisać i mam mnóstwo pomysłów na dalsze rozdziały ale po co pisać skoro nikomu to się nie podoba ?


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz