czwartek, 26 czerwca 2014

WAKACJE !!! :


Nareszcie wakacje ! 

Życzę, żeby te wakacje były dla was były najwspanialsze na świecie. 
Oczywiście sporo melanży ;) 
Żebyście spędzili je jak najlepiej. 
Żebyście mieli co wspominać. 
A najważniejsze żebyście spędzili je bezpiecznie ! 

Życzę Wam tego z całego serca. 

Pozdrawiam ! 


piątek, 20 czerwca 2014

Rozdział 5.

Jest nowy ! Udało mi się jeszcze dzisiaj. Teraz będę trochę częściej dodawać rozdziały bo mam więcej wolnego czasu. Nie jest on za długi, ale jest. Tak więc do następnego ! 
_________________________________________________________________________

Pewnie zastanawiacie się co teraz ? Teraz siedzę na tym z jednych krzesełek na korytarzu. Mój makijaż jest cały rozmyty. Ciekawe dlaczego ? Przez pierwsze dwa dni było okej. Jej stan zdrowia zaczął się poprawiać. Rany pomyślnie się goiły. Nawet mieli ją w tym tygodniu wypuścić do domu. Ale jak zawsze musiało coś pójść nie tak:
"Jak co dzień rano razem z bratem jechaliśmy do szpitala. Uśmiechnięci i pochłonięci rozmową o pogodzie i innych bzdetach wkroczyliśmy na oddział. Już na początku korytarza było słychać jakieś krzyki i piski dobiegające z sali Alex. Wymieniliśmy z Jake'm spojrzenia i podbiegliśmy pod salę. Akurat wychodził z niej lekarz prowadzący. 
- Co się stało ? - zapytał się chłopak. 
- Niestety rany się otworzyły i trzeba drugi raz operować - oznajmił i już chciał odchodzić ale szybko szarpnęłam go za ten jego kitel. Znów stał twarzą w twarz ze mną. 
- Ale jak to ? Przecież rany się powoli goiły ! - krzyknęłam zdesperowana i zdenerwowana zarazem. W moich oczach zbierały się łzy, które chciały ujrzeć światło dzienne, ale próbowałam za wszelką cenę je powstrzymać. Nie udało mi się..
- Goiły to nie znaczy, że się zagoiły. W niektórych przypadkach mogą się otworzyć. A teraz przepraszam, ale muszę się przygotować do operacji - spojrzał się znacząco na mnie po czym odszedł.
Oczywiście zalałam się rumieńcem. 
- Kurdę, przecież miało być okej ! - Jake krzyknął i walnął pięścią w ścianę pod wpływem uderzenia zostało w niej małe zagłębienie. Oparł się o ścianę i zjechał po niej zanosząc się płaczem. Zrobiło mi się go żal. Podeszłam do niego i przykucnęłam kładąc swoje dłonie na jego kolana, żeby nie stracić równowagi. 
- Spójrz na mnie - chłopak nie reagował więc spróbowałam czegoś innego. Chwyciłam jego podbródek i przekręciłam tak, że patrzał mi prosto w oczy. - Wszystko będzie dobrze, rozumiesz ?! Musimy wierzyć ! 
- Angel, przecież sama w to nie wierzysz - wyszeptał cicho, po czym wstał i usiadł na jednym z krzesełek. Poszłam w jego ślady i sama zaniosłam się płaczem."
Siedzimy ty już prawie trzy godziny, a Alex dalej operują. Nawet żadem lekarz nie przyszedł i nie powiedział jak idzie operacja. To ja z Jake'm odchodzimy od zmysłów, a oni pewnie myślą jaką nitką zaszyć rany. Ach ta służba zdrowia.
- Ja pierdole ! Ile można robić tę pieprzoną operację ?! - chłopakowi zaczęły już puszczać nerwy. Szczerze mówiąc ja też już miałam dość. Wstał i zaczął chodzić w kółko, gestykulując przy tym rękoma. Kopał wszystko co tylko zauważył. Wstałam, podeszłam do niego i chwyciłam go za ramiona. Spojrzał na mnie smutnym wzrokiem.
- Człowieku, ogarnij się ! Wszystko będzie dobrze, tak ?! - powiedziałam i przytuliłam go. On odwzajemnił uścisk.
- Tak.. - wyszeptał mi do ucha, po czym wtulił się w zagłębienie pomiędzy szyją, a głową. Staliśmy tak dość długo. Nasze szyje były mokre od naszych łez. Cały czas szeptałam do ucha chłopaka, że wszystko będzie dobrze, choć sama w to do końca nie wierzyłam. Ale musiałam być dobrej myśli. No bo co by się stało jakby Alex nie przeżyła ? Nawet nie chcę o tym myśleć. Załamałabym się. Ale Jake chyba bardziej. Przecież to dziewczyna jego życia. Zawsze tak powtarzał. I teraz miała tak po prostu zniknąć ? Odejść z tego świata ? Rozpłynąć się w powietrzu ? Nie. Angel ! Nie wolno ci tak myśleć ! Wszystko będzie dobrze. Będzie dobrze...

***

Po kolejnych dwóch godzinach chłopak już nie płakał. On wył. Jak małe dziecko. Skulił się w kącie i zaczął odmawiać jakąś modlitwę. Patrzyłam na to wszystko ze łzami w oczach. Nagle zza drzwi wyłonił się ten sam lekarz, który operował Alex. Wstałam szybko i podbiegłam do niego.
- Przepraszam, jak się czuję Alex Stepp ? - spytałam.
- Jest już lepiej. Udało nam się zamknąć rany. Powinno być już wszytko dobrze - uśmiechnął się lekko.
- A jak nie będzie ? - ni stąd, ni zowąd koło mnie znalazł się Jake. Lekarz zawahał się, ale w końcu odpowiedział:
- Trzeba być dobrej myśli... Można ją zobaczyć, ale na chwilę. Sala 56, piętro 2.
- Dziękujemy - odpowiedzieliśmy równo z chłopakiem, po czym udaliśmy się do wskazanej sali. Po drodze żadne z nas się nie odezwało. Kiedy doszliśmy z sali wychodziła pielęgniarka, która obdarzyła nas miłym uśmiechem. Chłopak wszedł pierwszy, a ja tuż za nim. Dziewczyna leżała podpięta do różnych dziwnych urządzeń, które trzymały ją przy życiu. Jake szybko podszedł do niej, złapał za rękę, pocałował w usta i usiadł obok na krześle. Także podeszłam do dziewczyny i pocałowałam ja w policzek.
- Pojadę do domu po jakiejś rzeczy dla Alex - oznajmiłam chłopakowi. Ten tylko pokiwał twierdząco głową. - Mógłbyś mi dać kluczyki ? - zapytałam się chłopaka.
- A tak już - szybko wstał i wyjął z tylnej kieszeni spodni kluczyki. Uśmiechnęłam się i wyszłam. Ruszyłam w kierunku auta. Kiedy znalazłam się przy nim otworzyłam je i zajęłam miejsce kierowcy. Droga zajęła mi 10 minut. Wychodząc z samochodu zakluczyłam go. Taki nawyk. Podeszłam do drzwi wejściowych i od kluczyłam je. Ściągnęłam buty i kurtkę, którą powiesiłam na wieszaku w przed pokoju. Skierowałam się w stronę schodów, ale kiedy postawiłam jedną nogę na stopniu ktoś zadzwonił do drzwi. Przeklnęłam pod nosem i poszłam otworzyć.
- Witaj, piękna... 

niedziela, 15 czerwca 2014

Rozdział 4.

Wiem, wiem beznadziejny. Możecie mnie zabić za to, że tak długo nie dodawałam, ale nie miałam czasu. A teraz zapraszam do czytania ! Może się spodoba. ;D
_______________________________________________________________

- I co teraz ? Nigdzie jej nie ma ? Już nie wiem gdzie mam jej szukać ! - jak tylko weszliśmy do domu Jake opadł zrezygnowany na kanapę.Szukaliśmy jej całą noc. Nigdzie jej nie było. Byliśmy nawet na policji, ale ta głupia procedura "Zaczniemy szukać dopiero po 48 h od zaginięcia" Przysiadłam się do niego i objęłam go ramieniem, żeby choć trochę go pocieszyć. On także objął mnie swoimi długimi i umięśnionymi ramionami. . Gapiłam się bez celu na pusty ekran telewizora, wsłuchując się w cichutkie tykanie zegara na ścianie. Łzy po mojej twarzy leciały bardzo szybko. Chłopak też płakał. Płakaliśmy razem.

                                                                    ***

    Siedzimy tu już cztery godziny i nadal nic. To wszystko moja wina, gdybym jej nie zatrzymała wszystko było by inaczej. Pewnie teraz siedzielibyśmy wszyscy na kanapie żrąc popcorn i oglądając jakąś durną komedie romantyczną lub horror. Jeśli to drugie to na pewno Alex byłaby przytulona do Jake'a, a on całowałby ją w czubek głowy i w kółko powtarzał "Nie bój się. To tylko film". Ja pewnie patrzyłabym się na to ze zdumieniem i łzami w oczach. Oni są tacy szczęśliwi. Chodzą ze sobą już ponad trzy lata. To całkiem sporo. Nawet kiedyś wspominał coś o zaręczynach ale nic nie wiadomo.
- Cześć wam - jak poparzeni zerwaliśmy się z kanapy i odwróciliśmy się w stronę dobiegającego dźwięku. Alex.. Wróciła.. Jake rzucił się w jej stronę i z całej swojej siły ja przytulił i zaczął łakć w jej ramię.
- Gdzieś ty była ?! Wiesz jak się martwiłem ! - odsunął się lekko od niej, żeby spojrzeć w jej duże niebieskie oczy, które były w tym momencie jakby ktoś wyssał z niej życie. Jednak za raz znów obejmował ją.
- Nie musieliście się martwić. Jak widzicie żyję - powiedziała chowając głowę w zagłębienie pomiędzy szyję a głową. - A teraz chcę pobyć trochę sama - oznajmiła i pocałowała w policzek Jake, po czym odsunęła od siebie chłopaka , który zdawał się być spokojniejszy, ale wciąż jego dolna warga drżała, a ręce zdawały się lekko trząść. Nic nie mówiąc podszedł  z powrotem do kanapy i położył się na niej chowając twarz w poduszkę.
- Pójdę do niej - odpowiedziałam na jego nie zadane pytanie, ponieważ wiedziałam, że je zada. Ruszyłam w stronę schodów wspinając się powoli po nich. Kiedy doszłam do drzwi, było one lekko uchylone. Pchnęłam je dzięki czemu trochę zaskrzypiały. W pokoju panował istny sajgon. Jakby przeszła tędy trąba powietrzna. Nigdzie jej nie było. Jednak z łazienki dobiegał jakiś hałas. Chyba puszczanej wody. Podeszłam do nich i zapukałam. - Alex, wszystko w porządku ? - zapytałam jednak odpowiedziała mi cisza. Coś jest nie tak. Nadusiłam na klamkę, a drzwi ustąpiły. To co tam zobaczyłam. Myślałam, że zemdleję. Ona.. Alex.. Leżała w wannie.. Miała podcięte żyły, z których jeszcze sączyła krew.. Podbiegłam do niej. Chwyciłam ją za ramiona i próbowałam wyciągnąć ją z tej cholernej wanny.
- Alex ! Alex ! Słyszysz mnie ?! Obudź się do jasnej cholery ! Alex ! - zaczęłam potrząsać ją lekko. Nie reagowała. - Jake ! Chodź tu szybko ! - zawołałam w panice brata. Usłyszałam jak czołga się powoli po schodach. Czas, Jake ! Czas ! - Szybciej !
- No już, już co się tak drzesz ! - krzyknął i trochę przyspieszył sądząc po odgłosie dawnych kroków. - Co chcia.. O mój Boże Alex ! - jak tylko zobaczył dziewczynę mina mu zrzedła. Podbiegł do niej i upadł na kolana. Złapał w panice jakiś ręcznik i owinął jej rękę. - Co tak się patrzysz ? Dzwoń po pogotowie ! - wydarła się na mnie, tak że podskoczyłam. Szybko wyjęłam telefon. Wystukałam na klawiaturze ''911'' i przyłożyłam słuchawkę do ucha. Po krótkiej rozmowie zakończyłam połączenie. Spojrzałam na chłopaka, który był jeszcze bardziej roztrzęsiony niż ja.
- Zaraz przyjadą - oznajmiłam cichutko. Podeszłam do ściany i zjechałam po niej. Podciągnęłam nogi pod brodę opierając na niej głowę. Zamknęłam oczy i westchnęłam cicho. Cały czas sądzę, że to moja wina. Nie ja nie sądzę ja to wiem ! Gdybym jej nie pozwoliła iść samej na parkiet wszystko było by okej. I gdyby nie ten głupi chłopak, nie zapomniałabym o niej. No właśnie ''ten chłopak''. Nie wiem dlaczego, ale cały czas mam w myślach te jego zielone kocie oczy; te dołeczki w polikach jak się uśmiecha; tej burzy loków na jego głowie i tych słów: " To jeszcze nie koniec". 
- Pogotowie już przyjechało - usłyszałam głos Jake'a jakby przez mgłę. Nie minęła minuta a funkcjonariusze karetki zabierali ją na noszach. - Angel, wstawaj. Jedziemy do szpitala. - uniosłam głowę i spotkałam się z brązowymi tęczówkami brata, w których można było dostrzec zbierające się łzy. Powoli wstałam otrzepując nie widzialne drobinki kurzu z moich spodni i bez słowa ruszyłam na dół. Założyłam moje ulubione vans'y, ubrałam bluzę i wyszłam na dwór. Zaraz za mną wyszedł chłopak. Wsiadłam do samochodu, A na miejsce kierowcy usiadł Jake. Odpalił silnik i odjechał z piskiem opon. Cała droga do szpitala zajęła nam nie całe 10 minut. Szybko udało się znaleść miejsce parkingowe co było bardzo dziwne. Jak tylko samochód się zatrzymał, jak poparzona wybiegłam poszukując wejścia do tego zakichanego szpitala. Kiedy ujrzałam drzwi od razu wbiegłam do środka nie zwracając zbytniej uwagi na krzyki i wołania mojego braciszka. Rozejrzałam się po pomieszczeniu poszukując tej cholernej recepcji. nagle przed oczami błysnął mi jakiś lekarz. Bez zastanowienia podbiegłam do niego i szarpnęłam lekko za ramię. Odwrócił się w moją stronę ze zimnym, a zarazem zdziwionym spojrzeniem, na co trochę wzdrygnęłam.
- Przepraszam, czy ma pan może jakiś informacje dotyczące Alex Stepp ? - spytałam przestraszona. Jego zdziwienie jeszcze bardziej wzrosło. Po chwili jakby dostał olśnienie i spojrzał na mnie z uśmiechem.
- Sala 250. Piętro 4 - oznajmił po czym zaczął powoli się oddalać.
- Dziękuję.